Film zdecydowanie wart uwagi, ale niestety w kategorii: super sceny, kiepska kulminacja. Zacznijmy od pozytywów. Sam pomysł na pokazanie „wymiętego” Craiga, gwiazdora jakby żywcem wyjętego z nieżyczliwych brukowców, był bardzo nośny. Zaserwowanie całej masy retrospekcji – zgrabne, nienużące. No i te kapitalne sceny, jak np. spotkanie w restauracji, gdzie agent aktora non stop nap… przez komórkę, wybuchając kaskadami śmiechu i gejzerami humoru. Sam bym chętnie wyrwał mu tę komórkę i wyrzucił.
Dobrych scen nie brakuje. Uwodzenie młodego Johna przez Evelyn, no i kapitalne dziewczynki. Te małe grają tak naturalnie, jak nie potrafią dzieci w żadnym polskim filmie. Np. te dywagacje o Bogu, który stwarzając świat zbytnio się spieszył, i hasło: „mógł zrobić to lepiej. Sama zrobiłabym to lepiej”.
Niestety, scenarzysta wypadający kapitalnie w pojedynczych scenach zawodzi jeśli chodzi o kompozycję całości, poprowadzenie i domknięcie poszczególnych wątków. UWAGA SPOILER. Wątek z Ruth był przecież uboczny, a Johna łączyło z nią tylko kilka niewinnych randek. Bardziej wyeksponowany, ciekawszy i o wiele ważniejszy dla losów Johna był wątek jego relacji z Evelyn. Tymczasem o jej późniejszych, dramatycznych losach dowiadujemy się tylko z ustnej relacji. Natomiast wątek spotkania z Ruth jest w końcówce podlany takim patosem, pokazany z takim namaszczeniem, jakby łączyło ich kiedyś niesamowite uczucie i nie wiadomo jak dramatyczne perypetie. Jakby to z jej powodu uciekł z domu i borykał się z poczuciem winy. Oceniam to jako poważny błąd. Nie zmienia to jednak faktu, że film jest jak najbardziej godny obejrzenia.
Mnie również czegoś brakowało w tym filmie, coś "nie stroiło"... Masz rację, te dwa wątki znalazły się nie na swoim miejscu. Może scenarzysta miał jakiś plan z tym związany ale zdecydowanie mu nie wyszło. Mimo to film zasługuje na mocne 8. Plus dla Craiga, że próbuje uniknąć zaszufladkowania i pojawia się w rolach różniących się od siebie diametralnie - np."Matka". Dobra i przekonująca gra przy słabym scenariuszu to przecież największe aktorskie wyzwanie :)
ja raczej zrozumiałam to tak,że do śmierci córki Evelyn przyczynił się także on sam (przecież nie chciał nawet iść na pogrzeb stojąc przy oknie). Uciekł od tej Ewy,która go kusiła...... A Ruth była dla niego i tak ta "najważniejsza"...
Sytuacja z książką ĆPUN - mówił Ruth o niej,że jakoś do niego nie przemówiła......a po latach ,przyjeżdżając na pogrzeb Boots'a , w swoim pokoju zasnął z ĆPUNEM, już z innym nastawieniem i rozumieniem. Joe musiał dorosnąć- tracąc przy tym, uciekając, poddając się pokusom i narkotykom..........-ale musiał dorosnąć.
Nie wróci już nic, co po stracie ma dla nas wartość.
Sądzę,że to dlatego,ponieważ to była pierwsza i jedyna miłość,którą zaprzepaścił spóżniając się na randkę,bo zatrzymała go Evelyn.To wątek z Evelyn był epizodem jak się okazało...
Uważam dokładnie tak samo. To chcieli pokazać w tym filmie - że zrujnował sobie życie jednym głupim posunięciem.
I ja też odniosłem takie wrażenie ;). Odnośnie zakończenia to pozostawiło u mnie pewien niedosyt. Chciałem zobaczyć czy wizyta w rodzinnych stronach wywarła faktyczny, trwały wpływ na John, czy wpłynęła na jego dalsze losy. Niestety tego możemy się tylko domyślać.
I ja też odniosłem takie wrażenie ;). Odnośnie zakończenia to pozostawiło u mnie pewien niedosyt. Chciałem zobaczyć czy wizyta w rodzinnych stronach wywarła faktyczny, trwały wpływ na John, czy wpłynęła na jego dalsze losy. Niestety tego możemy się tylko domyślać.
Nie ma się czego domyślać,wywarła,zarobiony-rozliczony,a resztę życia spędzi z przyjaciółką,gosposią Jedyną,która po niego wyszła na lotnisko.Nathalie (...)Nie wróci już nic, co po stracie ma dla nas wartość...trafione w 10!
Tez sadze, ze film byl bardzo ciekawy. Z tego co tu czytam interpretacji jest bardzo duzo, wiec nie bede sie w to zaglebial - kazdy zrozumial go na swoj sposob najwyrazniej :)
Jedyna rzecz ktora mi nie pasowala w filmie to taka, ze nawet jesli Joe byl upadajaca gwiazda, to mysle, ze nie mial by szans na to, zeby poruszac sie tak swobodnie samemu po LA, czy Londynie - paparazzi by go zjedli bez ochroniarzy odganiajacych ich.
Lubię wracać do tego filmu. Dla mnie to jest arcydzieło.
Wyjaśnię Ci końcowkę:
Ruth całe życie nie wiedziała do końca czy Joe czuł to co ona. Byli oboje w sobie zakochani lecz pewne zdarzenia niestety spowodowały, że nie mieli więcej czasu by przekonać się, że to był ten i ta jedyna. Życie potoczyło się dalej, ale oboje czuli, że byli sobie przeznaczeni. Dowiadując się po tylu latach tego, że Joe czuł dokładnie to co ona spowodowało, że wpadła w totalną rozpacz bo czas upłynął, a oboje nie doświadczyli w życiu miłości. To jest prawdziwy dramat człowieka.
UWAGA, SPOJLERY :P
Wiadomo, że to kwestia interpretacji, ale wg mnie końcówka bardziej dotyczy ich pogodzenia się z tym, że życie potoczyło się tak, jak się potoczyło. Obydwojgu udaje się zamknąć niezakończony wciąż epizod z młodości i ruszyć dalej. Ruth puszczają emocje i może w końcu opłakiwać śmierć męża.
W ogóle to jeden z dużych plusów tego filmu - w każdym porusza inne struny ;)