Ten film jest nudny i toporny (zresztą jak większość "nowych" Bondów, może poza Casino Royal). Tyle pozytywnych recenzji, a tu taki zawód. To jest jakaś antyteza Jamesa Bonda...

Jest kiepski jako film z cyklu i bardzo zły jako zwyczajny film sensacyjny, no bo nie jest to chyba dramat psychologiczny do czego miejscami aspirował? Ciemno, ponuro, monochromatycznie, mniejszości rasowe na odpowiednich miejscach, plus buńczucznie i nachalnie wciskana ideologia NWO. Rola nadętego Craiga akceptowalna w Kasynie tutaj jest karykaturalną chałturą. Ta zacięta mina zdesperowanego bandziora, w typie siepacza, już po kilkunastu minutach wprawia widza w zakłopotanie (że gorsze są tylko super-drewniane żarty powtykane jak zapałeczki w kałowy scenariusz).

Do tego starość, pot i rozmemłanie - pod hasłem - odchodzę bo mam dość! Przecież to już było. Powtórka, powtórki, powtórki. Pomysł ze Szkocją nawet niezły, ale realizacja fatalna, że już nie pomnę głównego wroga, tej zmutowanej gęby nijak mającej się finezyjnych wrogów Bonda z przeszłości. A jak nie byli wyrafinowani to przynajmniej śmieszni, nie to co ta Gargantua. I wszystko podlane sfiksowaną "miłością" komandora do M... No proszę Was. Brr.